11 paź 2015

4. Na Wielkiej Sali

Lumos /*

Tak więc po 3 miesiącach serwuję następny rozdział :) następny pojawi się już wcześniej, ponieważ mam go już napisany ^^
Znalazłam osobę, która zadeklarowała się betować koje rozdziały, z czego jestem zadowolona i bardzo wdzięczna dziewczynie, która poświęca swój czas na poprawę moich błędów :)

Życzę miłego czytania i zachęcam do komentowania ^^
Sami pewnie wiecie, że one bardzo motywują do dalszej pracy :)

_______________________________________________


Słońce zaszło już za horyzont i na niebie pojawił się księżyc w akompaniamencie tysiąca gwiazd, które były ledwo widoczne przez zachmurzone niebo.

Scorpius zajął miejsce obok Jamesa, nie odzywając się od początku podróży. Teddy i Hugo rozmawiali o czymś półszeptem, a James wsparty na łokciu, błądził po krajobrazie nieobecnym wzrokiem. Starał się nie myśleć o Stevenie, a tym bardziej o Katie, która zrobiła z niego idiotę.

Czuł się nawet przez nią wykorzystany, chociaż sam wiedział, że to zbyt mocne słowo. Na pewno wie, jak ważna jest w jego życiu, wiedział to każdy. Nawet nauczyciele w Hogwadcie. Nie starał się jakoś ukrywać ze swoimi uczuciami, nie twierdził, że miłość jest czymś złym. Robił dla niej wszystko, nawet dziś posłużył jako jej transport. Owszem, podziękowała, ale zaczynał się obawiać, że Katie nigdy nie będzie traktować go tak, jakby on by sobie tego życzył. Kto by nie chciał takiego chłopca na posyłki jak on? Wystarczyło jedno jej słowo, a on mógł spełnić każde, nawet najdziwniejsze życzenie.

Przez chwile był z siebie dumny, że ostatni otwarcie przyznał, jak bardzo za nią szaleje. Być może nie odebrała tego poważnie? W każdym razie sytuacja, w której doszło do jego wyznania, do poważnych nie należała. Pewnie nawet ją to nie wzruszyło. Co więcej, James mógł się nawet założyć, że Gryfonkę jego słowa rozbawiły.

Kolejnym dołującym go faktem była kwestia tego pocałunku, do którego rzecz jasna nie doszło. Gdyby coś do niego czuła, pewnie sama przejęłaby inicjatywę.

Wypuścił głośno powietrze, czym przestraszył Scorpiusa. Ślizgon odskoczył na bok, przeklinając na przyjaciela. mocno przy tym gestykulując.

- Pojebało do reszty?! - przyjaciele zamilkli, patrząc z zapytaniem na blondyna. - Mogłem iść pieszo, albo lecieć na miotle. - dodał, próbując się rozluźnić.

- Scorpi, co się dzieje? - zapytał pieszczotliwie James, jednak napotkało go jadowite spojrzenie.

- Testrale idioto. - wycedził, prostując się na swoim miejscu. - przez cały czas parskają, twoje odetchnięcie bardzo przypominało odgłos testrala. - na chwilę zamilkł, by nabrać powietrza. - Myślałem, że któryś podszedł do rydwanu i próbuje mnie pożreć. - odpowiedział, będąc przygotowany na głupie docinki z ich strony. Przyjaciele jednak pozostali wyrozumiali, przypominając sobie o swoich największych lękach.

- Jako najstarszy wśród was..

- Ja jestem najstarszy. Masz urodziny 9 dni po mnie.

- W takim razie jako najmądrzejszy wśród was... - przyjaciele niechętnie przyznali rację Lupinowi, wyczekując kontynuacji. - uroczyście oznajmiam, iż ta podróż powozem jest naszą ostatnią. Dopóki nie skończymy szkoły, będziemy korzystali z innych środków transportu jak na przykład..

- Miotły.

- Miotły, dziękuję za podpowiedź Hugo. - Scorpius uśmiechnął się w podzięce, przybliżając się do Jamesa.

- Przepraszam, że tak na Ciebie naskoczyłem, Bączku.

- Ależ nic się nie stało, Cukiereczku.

- Jesteście niesmaczni. - skomentował Hugo. co zostało podsumowane głośnym wybuchem śmiechu.

- Poti, jeśli Alicja mnie nie będzie chciała, to może my spróbujemy, co ty na to?

- Jestem oczywiście  za, Malfi.

- Rzygam. - ponownie za komentarz zabrał się Hugo, co po raz kolejny rozbawiło przyjaciół.

James i Scorpius lubili taki rodzaj wygłupów. Gdy byli na piątym roku, puścili plotkę, że są parą. Wzburzenie wśród płci przeciwnej było ogromne, przez tydzień od pojawienia się plotki, dostawali mnóstwo anonimowych wiadomości. Każda była mniej więcej tej samej treści. Na zalanym przez łzy pergaminie, ledwo dali radę odczytać rozmazany atrament. Tylko ostatnie słowa, które były zapisane - najczęściej - dużymi literami, mówiące o ich największym w życiu błędzie. Hugo nie potrafił już trzymać gęby na kłódkę i ogłosił na jednym z posiłków, że ich związek jest formą żartu. W ramach zemsty James i Scorpius gdy tylko nadarzała się okazja, słodzili sobie w każdy możliwy sposób, by zdenerwować Weasleya. 

Powoź zatrzymał się i przyjaciele szybko go opuścili, by oszczędzić Malfoyowi zawału serca.

Nigdy nie wnikali, co takiego wydarzyło się w jego życiu, co spowodowało widzenie tych okropnych zjaw. Ciężko było nazwać je końmi, czy jak nie raz zaznaczał - nietoperzami. Z opowiadań Scorpiusa wynikało, że były to kościste, pozbawione oczu i jakiejkolwiek tkanki miękkiej zdeformowane zwierzęta. Malfoy był jedną z nielicznych osób w Hogwarcie, która widziała testrale. W panujących (domniemanych) spokojnych czasach, nie dochodziło do zbrodni, które miały miejsce przed laty. Nie przypominali też sobie, by był świadkiem czyjejś naturalnej śmierci. W każdym bądź razie, nie chcieli go męczyć swoją ciekawością. Czekali, aż przyjaciel sam zdradzi przyczynę swojego widzenia, chociaż wiedzieli, że to nie nastąpi zbyt szybko.

W głuchej  ciszy udali się do zamku. Jak co roku, nie spieszyło im się zbyt specjalnie. Ceremonia Przydziału, po której miała nastąpić uczta tylko przypomniała im o istotnym fakcie. Od jutra zaczynają te 'nudne zajęcia'.

- Chłopaki, zdajecie sobie sprawę, że zaczynamy Zielarstwem? - wybełkotał znudzony Hugo. - Zielarstwem, z wujkiem Nevillem..

- Nie będzie tak źle.. - próbował podnieść go na duchu James, jednak jego ton głosu był mało przekonywujący. - zazdroszczę Ci Scorpius, że zaczynasz od OPCM.

- Z Krukonami. - wymamrotał zrezygnowany, kopiąc w leżący przed nim kamień.

- Hugo, pociesz się faktem, że mamy Zielarstwo z Puchonami. - powiedział Teddy, puszczając do niego oczko. Hugo długo szukał pocieszenia w podanej mu przed chwilą informacji. Po chwili, w której drapał się w tył głowy, wydał z siebie bardzo dziwny dźwięk, po czym jego usta rozpromienił szeroki uśmiech.

- Lena! - przyjaciele tylko się zaśmiali, coraz mniej wierząc, że Hugo da radę zainteresować swoją osobą Puchonkę.

- Dlaczego jesteś taki głupi, Weasley? - zapytał z rozbawieniem Scorpius, uderzając go barkiem o jego ramię.

- Jestem zmęczony, nie byłem wystarczająco skoncentrowany, gdy Teddy wspomniał o Puchonach.

- Ta, tłumacz się. - zaśmiał się Teddy, ponownie sięgając do swojej podręcznej torby.

- Ted, powiedz mi, co ty tak cały dzień czytasz? - zapytał James, gdy po raz kolejny ujrzał w jego dłoniach starą książkę. Lupin przez chwilę nie odpowiadał, delikatnie gładząc jej rogi, tak jakby był to jego najcenniejszy skarb.

- To pamiętnik taty. - lekko się uśmiechnął, patrząc po przyjaciołach. - Twój tata dał mi go dziś rano, przed wyjazdem na stację.

Przyjaciele przybrali poważne wyrazy twarzy. James spojrzał na twarz Teddy'ego i dostrzegł na niej cień uśmiechu. Gryfon również się uśmiechnął i położył dłoń na jego ramieniu.

- Pewnie cieszysz się, że w ten sposób dowiesz się jaki on był.

- Owszem. - przytaknął, kartkując książkę, która okazała się pamiętnikiem. - Tata pisał go od początku nauki w Hogwarcie.

- Co ty gadasz! - wykrzyczał uradowany James. - Pewnie jest tam o wujku Syriuszu i moim dziadku.

- Żebyś wiedział, - zaśmiał się, w końcu odnajdując szukanej strony. - spójrzcie. - przyjaciele przystanęli i okrążyli Teddyego, zaglądając sobie przez ramię do pamiętnika. - Nazwali się Huncwotami.

- Huncwoci? - zapytał półszeptem Scorpius. - O ile dobrze kojarzę, mamy w swoim posiadaniu Mapę Huncwotów.

- To znaczy.. - zaczął Hugo. - że jest ona autorstwa twojego taty, dziadka i wujka Jamesa i tego..

- Jego  można pominąć. - wtrącił James, przypominając sobie historię taty, w której opowiadał o nijakim Pettigrew. Przeszedł go zimny dreszcz na samą myśl, że potrafił z zimną krwią zdradzić swoich przyjaciół, będąc poplecznikiem Voldemorta. - Nie przypominam sobie, by tata mówił nam o 'Huncwotach'.

- Ja też nie. - przyznał Teddy. - Może dał mi ten pamiętnik, bym sam spróbował poznać ojca, - spojrzał po przyjaciołach. - z waszą pomocą.- Dodał odważnie.

Przyjaciele uśmiechneli się do siebie, a Teddy w tym czasie schował pamiętnik do plecaka.

- Tata zawsze lubił kombinować. - zaśmiał się James, na co reszta odpowiedziała mu szczerym usmiechem.

- Bądźmy nowymi Huncwotami.- Zaproponował nagle Teddy, przystając w pół kroku.

- Wspaniały pomysł! - propozycja Lupina została od razu przyjęta. - tylko jest jeden warunek. - powiedział poważnym głosem James.

- Jaki? - zapytał Scorpius, przepuszczając spieszących się na rozpoczęcie drugoklasistów.

- Musimy coś sobie obiecać. - James zawęził koło, by nikt nie zdołał ich podsłuchać. - Nie ważne, co by się między nami stało, zawsze mamy się nawzajem wspierać. Jesteśmy rodziną. Nie pozwólmy, by historia zatoczyła koło. - wybełkotał, ponownie myśląc o Pettigrew.

- Obiecuję. - wyszeptał Teddy, wyciągając swoją rękę przed siebie.

- Obiecuję. - powtórzył dumnie  Scorpius, kładąc swoją dłoń, na dłoni Teddy'ego.

- Obiecuję. - powiedział pewnym głosem Hugo, kładąc swoją dłoń na dłoni Scorpiusa.

- Obiecuję. - powiedział radośnie James, obejmując ich zaciśnięte dłonie z dwóch stron. - nastała era nowych Huncwotów! - przyjaciele wydali okrzyk, który minimalnie przypominał wycie wilka i ich dłonie powędrowały do góry. Ciągle się śmiejąc, zwrócili na siebie dość sporą uwagę starszych uczniów. Między innymi był w śród nich Steven Davis, który posłał Potterowi mordercze spojrzenie. Jamesa to jednak nie wzruszyło i ten w odpowiedzi łobuzersko się uśmiechnął.


***


- Czego ten Davis od Ciebie chce? - zapytał go szeptem Teddy, dostrzegając, jak Krukon nieustannie zerka w jego kierunku.

- Nie wiem, może się zakochał? - odpowiedział bez wzruszenia, czekając jak Ceremonia Przydziału dobiegnie końca. - Was też zastanawia fakt, kto zastąpi Slughorna na eliksirach? - zadał pytanie, licząc, że odpowiedzi udzieli mu Katie, która siedziała naprzeciw niego. Ku jego zdziwieniu, wydawała się być nieobecna myślami, a co gorsza, na jej ślicznej buzi nie było tego cudownego uśmiechu.

- Eliksiry... to  tak samo nieprzydatne zajęcia jak zielarstwo.. - mruknął Hugo, opadając ociężałą przez zmęczenie głową na drewniany stół.

- Hugo! Natychmiast wstań. - wysyczała Rose, która była uczulona na każde niewłaściwe zachowanie brata. - Przynosisz mi wstyd. - żachnęła się, szarpiąc go za ramię.

- Zostaw go, niech śpi. Potem nie będzie miał siły na nasze nocne wędrówki. - zaśmiał się James, znacząco popychając Teddy'ego.

- Jeśli was zobaczę podczas mojego patrolu, to odejmę wam punkty.

- Nie zobaczysz braciszku, obiecuje. - Albus nie wiedział, że James ma w swoim kufrze schowaną na dnie pelerynę niewidkę. Właśnie teraz sobie przypomniał, że powinien poinformować tatę w liście, że ją sobie "pożyczył".

Ceremonia dobiegała końca, dziewczyny rozmawiały między sobą, a zachowanie Katie wcale ich nie zastanawiało. James spojrzał na nią z troską, co w końcu zostało przez nią zauważone.

- Co się dzieje? - wyszeptał, jednak brunetka nie chciała udzielić mu odpowiedzi. Zauważył jednak, że próbowała, ale coś w niej samej, jakby jej nie pozwalało. W ostatecznym  momencie promiennie się uśmiechnęła.

- Wszystko w porządku, dziękuję. - wyszeptała, odwracając swój wzrok na mównicę, gdzie pojawiła się dyrektorka Hogwartu.

Czy jej uwierzył? Nie.

W tym samym momencie, poczuł na ramieniu czyjąś dłoń. Zauważył Scorpiusa i szybko zrobił mu miejsce między nim, a Teddym.

Ślizgon zawsze po Ceremoni Przydziału zmieniał swoje miejsce. Zdecydowanie lepiej czuł się przy stole Gryfonów.

- Witajcie! - powiedziała. - witajcie w kolejnym roku nauki w Hogwarcie! Jeszcze cieplej witamy uczniów, którzy przed chwilą zostali przydzieleni do swoich domów i rozpoczną swój pierwszy rok nauki już jutro! - pani dyrektor wesoło się zaśmiała i klasnęła w dłonie, głośno wzdychając i obserwując załzawionymi oczami poszczególne stoły. - cieszę się, że przez wakacje nic wam się nie stało i wróciliście cali i zdrowi.

- Słyszeliście? - zagadał przyjaciół Teddy, a Ci skinęli głowami. - pierwszy raz dostrzegam w jej głosie radość pomieszaną ze strachem.

- Jakby.. czegoś się obawiała. - wyszeptał zaniepokojony Hugo, podnosząc głowę, następnie wspierając ją na dłoni.

- Nie mam do przekazania zbyt wielu informacji. Chce wam tylko przedstawić nowego nauczyciela eliksirów jak i nowego opiekuna Slytherinu, bo jak pewnie wszyscy słyszeliście, profesor Horacy Slughorn poszedł na emeryturę.. ale to za chwilę! Proszę prefektów i prefektów naczelnych jak co roku o to, by przedstawili nowym uczniom zasady panujące w zamku i rozdali hasła do domitoriów.

- Do rzeczy.. - wycedził szeptem James jakby do siebie, pocierając nerwowo dłonie.

- Moi drodzy, przedstawiam wam profesora Teodora Notta, waszego nowego nauczyciela eliksirów i opiekuna Slytherinu! Zachęćmy profesora do powstania oklaskami! - całą salę ogarnęła salwa oklasków i wrzawa okrzyków zadowolenia. Brak poruszenia widoczny był tylko w niewielkiej części Gryfonów, który patrzyli na siebie z niedowierzaniem.

- Kto?! To chyba jakiś żart.. - prychnął Malfoy, na którego powędrowały spojrzenia dziewcząt i Albusa.

- Scorpius, o co ci chodzi? - pytanie do Ślizgona zadała Katie, jednak to Potter postanowił na nie odpowiedzieć.

- Nott, to Śmierciożerca.

- Były śmierciożerca. - sprostowała Lily. - James, przestań w każdym czarodzieju widzieć śmierciożercę, to się robi nudne. - wyszeptała ze złością, by nie zostać usłyszaną przez resztę zaciekawionych rozmową Gryfonów.

- Po pierwsze nie w każdym. - powiedział, próbując się uspokoić. - Po drugie, fakty mówią same za siebie.

- Ojciec Malfoya też był śmierciożercą, a jakoś się z nim przyjaźnisz. - wtrąciła Katie, co zdumiało nie tylko Jamesa, ale nawet Scorpiusa. - przepraszam.. - wyszeptała zażenowana, spuszczając wzrok.

James patrzył na nią i nie mógł uwierzyć, że takowe słowa wypłynęły z ust jego obiektu westchnień.

- Owszem... - do głosu doszedł Scorpius, ale lekko drżał wypowiadając kolejne słowa. - mój ojciec był śmierciożercą, ale ja mam więcej oleju w głowie od niego. - odpowiedział, stopniowo się uspokajając.

- Wiem, przepraszam.. nie chciałam tego mówić.. - wyszeptała, nawet na nich nie patrząc. - nie wiem dlaczego to powiedziałam...

- Nich nie szkodzi. - odpowiedział. dziewczyba zdecydowała się na niego spojrzeć, a ten pogodnie się uśmiechnął. - przywykłem do takich docinek.

- To nie tak...

- Ale naprawdę, nic się nie stało. - zaśmiał się, po czym spojrzał po przyjaciołach. - Katie ma rację. - zwrócił się do Jamesa. - dlaczego się ze mną przyjaźnisz?

James wiedział, że Ślizgona zabolały owe słowa. Dostrzegł to w jego oczach. Wyczuł jednak w jego głosie pewność, a na ustach dostrzegł ceń uśmiechu. Scorpius nie chciał się kłócić, chciał rozluźnić atmosferę, a doskonale wiedział, że James mu w tym pomoże.

- Bo Cię kocham.

- A ci znowu.. - żachnął się Hugo, co rozśmieszyło każdego, tylko nie Gryfonkę. Jej buzia pozostawała tak samo smutna, jak na początku ceremonii.

 Po chwili przed nimi pojawiły się złote naczynia i półmiski pełne jedzenia. Hugo natychmiast się na nie rzucił, kosztując każdej potrawy, nalał sobie nawet dokładkę zupy dyniowej, której nigdy nie lubił. James przez cały czas trwania uczty, obserwował Katie, która dłubała widelcem w swoim talerzu. Zjadła tylko porcję puree i wypiła sok pomarańczowy. Kilkakrotnie zdarzyło jej się napotkać jego spojrzenie, nie potrafiła jednak się już uśmiechnąć i gdy po raz kolejny ich spojrzenia się skrzyżowały, Katie wypuściła zrezygnowana powietrze.

- Przestań. - powiedziała na tyle głośno, że przykuła uwagę Gryfonów siedzących obok.

- Przepraszam, po prostu się o Ciebie martwię. - odpowiedział bez wzruszenia, krojąc stek na swoim talerzu.

- To przestań się martwić. - powiedziała płaczliwym głosem, zmuszając go by na nią spojrzał. - Nie prosiłam Cię o to.

- Katie, spokojnie.. - powiedział zmieszany, po czym Gryfonka wstała i udała się w kierunku wyjścia. - Katie... - już chciał za nią biec, jednak uniemożliwił mu to Scorpius, ciągnąc  go w dół za rękaw szaty.

- Ja za nią pójdę. - powiedziała Alicja, próbując dogonić siostrę. James spojrzał po kolegach, napotykając wzrok siostry.

- Przecież nic nie zrobiłem. - wyszeptał zdezorientowany. Następnie od stołu odeszła Lily, a zaraz za nią Rose.
Chłopcy zostali sami, nie bardzo wiedząc jak rozumieć  zaistniałą sytuację. 
- Albus, co ja zrobiłem?
- Ja też nie rozumiem. - odpowiedział wzruszając ramionami. - Po rozmowie z Stevenem zrobiła się jakaś Dziwna.



Nox /*