Lumos /*
Tak
więc po 3 miesiącach serwuję następny rozdział :) następny pojawi się już
wcześniej, ponieważ mam go już napisany ^^
Znalazłam
osobę, która zadeklarowała się betować koje rozdziały, z czego jestem
zadowolona i bardzo wdzięczna dziewczynie, która poświęca swój czas na poprawę
moich błędów :)
Życzę
miłego czytania i zachęcam do komentowania ^^
Sami
pewnie wiecie, że one bardzo motywują do dalszej pracy :)
_______________________________________________
Słońce
zaszło już za horyzont i na niebie pojawił się księżyc w akompaniamencie
tysiąca gwiazd, które były ledwo widoczne przez zachmurzone niebo.
Scorpius
zajął miejsce obok Jamesa, nie odzywając się od początku podróży. Teddy i Hugo
rozmawiali o czymś półszeptem, a James wsparty na łokciu, błądził po
krajobrazie nieobecnym wzrokiem. Starał się nie myśleć o Stevenie, a tym
bardziej o Katie, która zrobiła z niego idiotę.
Czuł
się nawet przez nią wykorzystany, chociaż sam wiedział, że to zbyt mocne słowo.
Na pewno wie, jak ważna jest w jego życiu, wiedział to każdy. Nawet nauczyciele
w Hogwadcie. Nie starał się jakoś ukrywać ze swoimi uczuciami, nie twierdził,
że miłość jest czymś złym. Robił dla niej wszystko, nawet dziś posłużył jako
jej transport. Owszem, podziękowała, ale zaczynał się obawiać, że Katie nigdy
nie będzie traktować go tak, jakby on by sobie tego życzył. Kto by nie chciał takiego
chłopca na posyłki jak on? Wystarczyło jedno jej słowo, a on mógł spełnić
każde, nawet najdziwniejsze życzenie.
Przez
chwile był z siebie dumny, że ostatni otwarcie przyznał, jak bardzo za nią
szaleje. Być może nie odebrała tego poważnie? W każdym razie sytuacja, w której
doszło do jego wyznania, do poważnych nie należała. Pewnie nawet ją to nie
wzruszyło. Co więcej, James mógł się nawet założyć, że Gryfonkę jego słowa
rozbawiły.
Kolejnym
dołującym go faktem była kwestia tego pocałunku, do którego rzecz jasna nie
doszło. Gdyby coś do niego czuła, pewnie sama przejęłaby inicjatywę.
Wypuścił
głośno powietrze, czym przestraszył Scorpiusa. Ślizgon odskoczył na bok,
przeklinając na przyjaciela. mocno przy tym gestykulując.
-
Pojebało do reszty?! - przyjaciele zamilkli, patrząc z zapytaniem na blondyna.
- Mogłem iść pieszo, albo lecieć na miotle. - dodał, próbując się rozluźnić.
-
Scorpi, co się dzieje? - zapytał pieszczotliwie James, jednak napotkało go
jadowite spojrzenie.
-
Testrale idioto. - wycedził, prostując się na swoim miejscu. - przez cały czas
parskają, twoje odetchnięcie bardzo przypominało odgłos testrala. - na chwilę
zamilkł, by nabrać powietrza. - Myślałem, że któryś podszedł do rydwanu i
próbuje mnie pożreć. - odpowiedział, będąc przygotowany na głupie docinki z ich
strony. Przyjaciele jednak pozostali wyrozumiali, przypominając sobie o swoich
największych lękach.
- Jako
najstarszy wśród was..
- Ja
jestem najstarszy. Masz urodziny 9 dni po mnie.
- W
takim razie jako najmądrzejszy wśród was... - przyjaciele niechętnie przyznali
rację Lupinowi, wyczekując kontynuacji. - uroczyście oznajmiam, iż ta podróż
powozem jest naszą ostatnią. Dopóki nie skończymy szkoły, będziemy korzystali z
innych środków transportu jak na przykład..
-
Miotły.
-
Miotły, dziękuję za podpowiedź Hugo. - Scorpius uśmiechnął się w podzięce,
przybliżając się do Jamesa.
-
Przepraszam, że tak na Ciebie naskoczyłem, Bączku.
- Ależ
nic się nie stało, Cukiereczku.
-
Jesteście niesmaczni. - skomentował Hugo. co zostało podsumowane głośnym
wybuchem śmiechu.
- Poti,
jeśli Alicja mnie nie będzie chciała, to może my spróbujemy, co ty na to?
-
Jestem oczywiście za, Malfi.
-
Rzygam. - ponownie za komentarz zabrał się Hugo, co po raz kolejny rozbawiło
przyjaciół.
James i
Scorpius lubili taki rodzaj wygłupów. Gdy byli na piątym roku, puścili plotkę,
że są parą. Wzburzenie wśród płci przeciwnej było ogromne, przez tydzień od
pojawienia się plotki, dostawali mnóstwo anonimowych wiadomości. Każda była
mniej więcej tej samej treści. Na zalanym przez łzy pergaminie, ledwo dali radę
odczytać rozmazany atrament. Tylko ostatnie słowa, które były zapisane -
najczęściej - dużymi literami, mówiące o ich największym w życiu błędzie. Hugo nie
potrafił już trzymać gęby na kłódkę i ogłosił na jednym z posiłków, że ich
związek jest formą żartu. W ramach zemsty James i Scorpius gdy tylko nadarzała
się okazja, słodzili sobie w każdy możliwy sposób, by zdenerwować
Weasleya.
Powoź
zatrzymał się i przyjaciele szybko go opuścili, by oszczędzić Malfoyowi zawału
serca.
Nigdy
nie wnikali, co takiego wydarzyło się w jego życiu, co spowodowało widzenie
tych okropnych zjaw. Ciężko było nazwać je końmi, czy jak nie raz zaznaczał -
nietoperzami. Z opowiadań Scorpiusa wynikało, że były to kościste, pozbawione
oczu i jakiejkolwiek tkanki miękkiej zdeformowane zwierzęta. Malfoy był jedną z
nielicznych osób w Hogwarcie, która widziała testrale. W panujących
(domniemanych) spokojnych czasach, nie dochodziło do zbrodni, które miały
miejsce przed laty. Nie przypominali też sobie, by był świadkiem czyjejś
naturalnej śmierci. W każdym bądź razie, nie chcieli go męczyć swoją
ciekawością. Czekali, aż przyjaciel sam zdradzi przyczynę swojego widzenia,
chociaż wiedzieli, że to nie nastąpi zbyt szybko.
W
głuchej ciszy udali się do zamku. Jak co roku, nie spieszyło im się zbyt
specjalnie. Ceremonia Przydziału, po której miała nastąpić uczta tylko
przypomniała im o istotnym fakcie. Od jutra zaczynają te 'nudne zajęcia'.
-
Chłopaki, zdajecie sobie sprawę, że zaczynamy Zielarstwem? - wybełkotał
znudzony Hugo. - Zielarstwem, z wujkiem Nevillem..
- Nie
będzie tak źle.. - próbował podnieść go na duchu James, jednak jego ton głosu
był mało przekonywujący. - zazdroszczę Ci Scorpius, że zaczynasz od OPCM.
- Z
Krukonami. - wymamrotał zrezygnowany, kopiąc w leżący przed nim kamień.
- Hugo,
pociesz się faktem, że mamy Zielarstwo z Puchonami. - powiedział Teddy,
puszczając do niego oczko. Hugo długo szukał pocieszenia w podanej mu przed
chwilą informacji. Po chwili, w której drapał się w tył głowy, wydał z siebie
bardzo dziwny dźwięk, po czym jego usta rozpromienił szeroki uśmiech.
- Lena!
- przyjaciele tylko się zaśmiali, coraz mniej wierząc, że Hugo da radę
zainteresować swoją osobą Puchonkę.
-
Dlaczego jesteś taki głupi, Weasley? - zapytał z rozbawieniem Scorpius,
uderzając go barkiem o jego ramię.
-
Jestem zmęczony, nie byłem wystarczająco skoncentrowany, gdy Teddy wspomniał o
Puchonach.
- Ta,
tłumacz się. - zaśmiał się Teddy, ponownie sięgając do swojej podręcznej torby.
- Ted,
powiedz mi, co ty tak cały dzień czytasz? - zapytał James, gdy po raz kolejny
ujrzał w jego dłoniach starą książkę. Lupin przez chwilę nie odpowiadał,
delikatnie gładząc jej rogi, tak jakby był to jego najcenniejszy skarb.
- To
pamiętnik taty. - lekko się uśmiechnął, patrząc po przyjaciołach. - Twój tata
dał mi go dziś rano, przed wyjazdem na stację.
Przyjaciele
przybrali poważne wyrazy twarzy. James spojrzał na twarz Teddy'ego i dostrzegł
na niej cień uśmiechu. Gryfon również się uśmiechnął i położył dłoń na jego
ramieniu.
-
Pewnie cieszysz się, że w ten sposób dowiesz się jaki on był.
-
Owszem. - przytaknął, kartkując książkę, która okazała się pamiętnikiem. - Tata
pisał go od początku nauki w Hogwarcie.
- Co ty
gadasz! - wykrzyczał uradowany James. - Pewnie jest tam o wujku Syriuszu i moim
dziadku.
- Żebyś
wiedział, - zaśmiał się, w końcu odnajdując szukanej strony. - spójrzcie. -
przyjaciele przystanęli i okrążyli Teddyego, zaglądając sobie przez ramię do
pamiętnika. - Nazwali się Huncwotami.
-
Huncwoci? - zapytał półszeptem Scorpius. - O ile dobrze kojarzę, mamy w swoim
posiadaniu Mapę Huncwotów.
- To
znaczy.. - zaczął Hugo. - że jest ona autorstwa twojego taty, dziadka i wujka
Jamesa i tego..
-
Jego można pominąć. - wtrącił James, przypominając sobie historię taty, w
której opowiadał o nijakim Pettigrew. Przeszedł go zimny dreszcz na samą myśl,
że potrafił z zimną krwią zdradzić swoich przyjaciół, będąc poplecznikiem
Voldemorta. - Nie przypominam sobie, by tata mówił nam o 'Huncwotach'.
- Ja
też nie. - przyznał Teddy. - Może dał mi ten pamiętnik, bym sam spróbował
poznać ojca, - spojrzał po przyjaciołach. - z waszą pomocą.- Dodał odważnie.
Przyjaciele
uśmiechneli się do siebie, a Teddy w tym czasie schował pamiętnik do plecaka.
- Tata
zawsze lubił kombinować. - zaśmiał się James, na co reszta odpowiedziała mu
szczerym usmiechem.
-
Bądźmy nowymi Huncwotami.- Zaproponował nagle Teddy, przystając w pół kroku.
-
Wspaniały pomysł! - propozycja Lupina została od razu przyjęta. - tylko jest
jeden warunek. - powiedział poważnym głosem James.
- Jaki?
- zapytał Scorpius, przepuszczając spieszących się na rozpoczęcie
drugoklasistów.
-
Musimy coś sobie obiecać. - James zawęził koło, by nikt nie zdołał ich
podsłuchać. - Nie ważne, co by się między nami stało, zawsze mamy się nawzajem
wspierać. Jesteśmy rodziną. Nie pozwólmy, by historia zatoczyła koło. -
wybełkotał, ponownie myśląc o Pettigrew.
-
Obiecuję. - wyszeptał Teddy, wyciągając swoją rękę przed siebie.
-
Obiecuję. - powtórzył dumnie Scorpius, kładąc swoją dłoń, na dłoni
Teddy'ego.
-
Obiecuję. - powiedział pewnym głosem Hugo, kładąc swoją dłoń na dłoni
Scorpiusa.
-
Obiecuję. - powiedział radośnie James, obejmując ich zaciśnięte dłonie z dwóch
stron. - nastała era nowych Huncwotów! - przyjaciele wydali okrzyk, który
minimalnie przypominał wycie wilka i ich dłonie powędrowały do góry. Ciągle się
śmiejąc, zwrócili na siebie dość sporą uwagę starszych uczniów. Między innymi
był w śród nich Steven Davis, który posłał Potterowi mordercze spojrzenie.
Jamesa to jednak nie wzruszyło i ten w odpowiedzi łobuzersko się uśmiechnął.
***
- Czego
ten Davis od Ciebie chce? - zapytał go szeptem Teddy, dostrzegając, jak Krukon
nieustannie zerka w jego kierunku.
- Nie
wiem, może się zakochał? - odpowiedział bez wzruszenia, czekając jak Ceremonia
Przydziału dobiegnie końca. - Was też zastanawia fakt, kto zastąpi Slughorna na
eliksirach? - zadał pytanie, licząc, że odpowiedzi udzieli mu Katie, która
siedziała naprzeciw niego. Ku jego zdziwieniu, wydawała się być nieobecna
myślami, a co gorsza, na jej ślicznej buzi nie było tego cudownego uśmiechu.
-
Eliksiry... to tak samo nieprzydatne zajęcia jak zielarstwo.. - mruknął
Hugo, opadając ociężałą przez zmęczenie głową na drewniany stół.
- Hugo!
Natychmiast wstań. - wysyczała Rose, która była uczulona na każde niewłaściwe
zachowanie brata. - Przynosisz mi wstyd. - żachnęła się, szarpiąc go za ramię.
-
Zostaw go, niech śpi. Potem nie będzie miał siły na nasze nocne wędrówki. -
zaśmiał się James, znacząco popychając Teddy'ego.
- Jeśli
was zobaczę podczas mojego patrolu, to odejmę wam punkty.
- Nie
zobaczysz braciszku, obiecuje. - Albus nie wiedział, że James ma w swoim kufrze
schowaną na dnie pelerynę niewidkę. Właśnie teraz sobie przypomniał, że
powinien poinformować tatę w liście, że ją sobie "pożyczył".
Ceremonia
dobiegała końca, dziewczyny rozmawiały między sobą, a zachowanie Katie wcale
ich nie zastanawiało. James spojrzał na nią z troską, co w końcu zostało przez
nią zauważone.
- Co
się dzieje? - wyszeptał, jednak brunetka nie chciała udzielić mu odpowiedzi.
Zauważył jednak, że próbowała, ale coś w niej samej, jakby jej nie pozwalało. W
ostatecznym momencie promiennie się uśmiechnęła.
-
Wszystko w porządku, dziękuję. - wyszeptała, odwracając swój wzrok na mównicę,
gdzie pojawiła się dyrektorka Hogwartu.
Czy jej
uwierzył? Nie.
W tym
samym momencie, poczuł na ramieniu czyjąś dłoń. Zauważył Scorpiusa i szybko
zrobił mu miejsce między nim, a Teddym.
Ślizgon
zawsze po Ceremoni Przydziału zmieniał swoje miejsce. Zdecydowanie lepiej czuł
się przy stole Gryfonów.
-
Witajcie! - powiedziała. - witajcie w kolejnym roku nauki w Hogwarcie! Jeszcze
cieplej witamy uczniów, którzy przed chwilą zostali przydzieleni do swoich
domów i rozpoczną swój pierwszy rok nauki już jutro! - pani dyrektor wesoło się
zaśmiała i klasnęła w dłonie, głośno wzdychając i obserwując załzawionymi
oczami poszczególne stoły. - cieszę się, że przez wakacje nic wam się nie stało
i wróciliście cali i zdrowi.
-
Słyszeliście? - zagadał przyjaciół Teddy, a Ci skinęli głowami. - pierwszy raz
dostrzegam w jej głosie radość pomieszaną ze strachem.
-
Jakby.. czegoś się obawiała. - wyszeptał zaniepokojony Hugo, podnosząc głowę,
następnie wspierając ją na dłoni.
- Nie
mam do przekazania zbyt wielu informacji. Chce wam tylko przedstawić nowego
nauczyciela eliksirów jak i nowego opiekuna Slytherinu, bo jak pewnie wszyscy
słyszeliście, profesor Horacy Slughorn poszedł na emeryturę.. ale to za chwilę!
Proszę prefektów i prefektów naczelnych jak co roku o to, by przedstawili nowym
uczniom zasady panujące w zamku i rozdali hasła do domitoriów.
- Do
rzeczy.. - wycedził szeptem James jakby do siebie, pocierając nerwowo dłonie.
- Moi
drodzy, przedstawiam wam profesora Teodora Notta, waszego nowego nauczyciela
eliksirów i opiekuna Slytherinu! Zachęćmy profesora do powstania oklaskami! -
całą salę ogarnęła salwa oklasków i wrzawa okrzyków zadowolenia. Brak
poruszenia widoczny był tylko w niewielkiej części Gryfonów, który patrzyli na
siebie z niedowierzaniem.
- Kto?!
To chyba jakiś żart.. - prychnął Malfoy, na którego powędrowały spojrzenia
dziewcząt i Albusa.
-
Scorpius, o co ci chodzi? - pytanie do Ślizgona zadała Katie, jednak to Potter
postanowił na nie odpowiedzieć.
- Nott,
to Śmierciożerca.
- Były
śmierciożerca. - sprostowała Lily. - James, przestań w każdym czarodzieju
widzieć śmierciożercę, to się robi nudne. - wyszeptała ze złością, by nie
zostać usłyszaną przez resztę zaciekawionych rozmową Gryfonów.
- Po
pierwsze nie w każdym. - powiedział, próbując się uspokoić. - Po drugie, fakty
mówią same za siebie.
-
Ojciec Malfoya też był śmierciożercą, a jakoś się z nim przyjaźnisz. - wtrąciła
Katie, co zdumiało nie tylko Jamesa, ale nawet Scorpiusa. - przepraszam.. -
wyszeptała zażenowana, spuszczając wzrok.
James
patrzył na nią i nie mógł uwierzyć, że takowe słowa wypłynęły z ust jego
obiektu westchnień.
-
Owszem... - do głosu doszedł Scorpius, ale lekko drżał wypowiadając kolejne
słowa. - mój ojciec był śmierciożercą, ale ja mam więcej oleju w głowie od
niego. - odpowiedział, stopniowo się uspokajając.
- Wiem,
przepraszam.. nie chciałam tego mówić.. - wyszeptała, nawet na nich nie
patrząc. - nie wiem dlaczego to powiedziałam...
- Nich
nie szkodzi. - odpowiedział. dziewczyba zdecydowała się na niego spojrzeć, a
ten pogodnie się uśmiechnął. - przywykłem do takich docinek.
- To
nie tak...
- Ale
naprawdę, nic się nie stało. - zaśmiał się, po czym spojrzał po przyjaciołach.
- Katie ma rację. - zwrócił się do Jamesa. - dlaczego się ze mną przyjaźnisz?
James
wiedział, że Ślizgona zabolały owe słowa. Dostrzegł to w jego oczach. Wyczuł
jednak w jego głosie pewność, a na ustach dostrzegł ceń uśmiechu. Scorpius nie
chciał się kłócić, chciał rozluźnić atmosferę, a doskonale wiedział, że James
mu w tym pomoże.
- Bo
Cię kocham.
- A ci
znowu.. - żachnął się Hugo, co rozśmieszyło każdego, tylko nie Gryfonkę. Jej
buzia pozostawała tak samo smutna, jak na początku ceremonii.
Po
chwili przed nimi pojawiły się złote naczynia i półmiski pełne jedzenia. Hugo
natychmiast się na nie rzucił, kosztując każdej potrawy, nalał sobie nawet
dokładkę zupy dyniowej, której nigdy nie lubił. James przez cały czas trwania
uczty, obserwował Katie, która dłubała widelcem w swoim talerzu. Zjadła tylko
porcję puree i wypiła sok pomarańczowy. Kilkakrotnie zdarzyło jej się napotkać
jego spojrzenie, nie potrafiła jednak się już uśmiechnąć i gdy po raz kolejny
ich spojrzenia się skrzyżowały, Katie wypuściła zrezygnowana powietrze.
-
Przestań. - powiedziała na tyle głośno, że przykuła uwagę Gryfonów siedzących
obok.
-
Przepraszam, po prostu się o Ciebie martwię. - odpowiedział bez wzruszenia,
krojąc stek na swoim talerzu.
- To
przestań się martwić. - powiedziała płaczliwym głosem, zmuszając go by na nią
spojrzał. - Nie prosiłam Cię o to.
-
Katie, spokojnie.. - powiedział zmieszany, po czym Gryfonka wstała i udała się
w kierunku wyjścia. - Katie... - już chciał za nią biec, jednak uniemożliwił mu
to Scorpius, ciągnąc go w dół za rękaw szaty.
- Ja za
nią pójdę. - powiedziała Alicja, próbując dogonić siostrę. James spojrzał po
kolegach, napotykając wzrok siostry.
-
Przecież nic nie zrobiłem. - wyszeptał zdezorientowany. Następnie od
stołu odeszła Lily, a zaraz za nią Rose.
Chłopcy zostali sami, nie bardzo wiedząc jak rozumieć zaistniałą sytuację.
- Albus, co ja zrobiłem?
- Ja też nie rozumiem. - odpowiedział wzruszając ramionami. - Po rozmowie z Stevenem zrobiła się jakaś Dziwna.
Chłopcy zostali sami, nie bardzo wiedząc jak rozumieć zaistniałą sytuację.
- Albus, co ja zrobiłem?
- Ja też nie rozumiem. - odpowiedział wzruszając ramionami. - Po rozmowie z Stevenem zrobiła się jakaś Dziwna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz